Kulturalny październik

Bardzo urozmaicony i ciekawy mielismy pazdziernik. Bylismy na spotkaniu z Terrym Pratchettem. W cenie biletu – jego nowa ksiazka, Snuff. Niestety bilety na wiekszosc filmow na międzynarodowym festiwalu (na ktory sie tak cieszy…am) byly trudne do dostania dla nie – czlonkow. Widzielismy ostatecznie dwa filmy. Bardzo polecam slowacki Dom, Zuzany Liovej.
Trzy koncerty. Misty in Roots (reggae), bujajaco. Kapela ze wsi Warszawa! koncert cudowny, Johan zachwycony rowniez. Amsterdam Klezmer Band! baaardzo dobry.
A pisze bezdiakrytycznie, poniewaz z telefonu (technika!), poniewaz mam 3 godziny wolnego czasu w oczekiwaniu na odlot opoznionego samolotu do Sztokholmu. Mgla w Londynie? Kto by pomyślał.

wreszcie lato!

Mamy przepiękną pogodę. Bardzo przyjemny dzień wczoraj – spacer z przyjaciółką wzdłuż Serpentyny w Hyde Parku. Zajrzałyśmy do Pawilonu przy Galerii Serpentine. Wygląda jak czarna stodoła, a w środku ma przepiękną eksplozję ogrodową autorstwa Pieta Oudolfa (znanego artysty – ogrodnika z Holandii). Przyjemnie się też jeździło rowerem, chociaż trochę gorąco (ale nie narzekam, bo akurat gorąców to mamy tu mało).

wycieczka do New Forest

W poprzedni weekend pojechaliśmy z Johanem do rezerwatu New Forest. W ciągu 1,5 godziny znaleźliśmy się w krainie, w której konie, osiołki i krowy chodzą sobie gdzie chcą (również w miasteczkach). Krowy takie fajne, rude, z wielkimi rogami. Zatrzymaliśmy się na farmie Graceland, pod Borckenhurst. Cicho, spokojnie, przyjemnie. Osiołki! Osiołki są przeraźliwie smutne, ale są też rozczulające.
Wypożyczyliśmy tandem, którym rozbijaliśmy się po lesie przez dwa dni. Fajnie się takim tandemem jeździ, na tylnym siedzeniu można zamknąć oczy.
Grzyby! Zebrałam sporo, niestety część robaczywa, ale za to jakie śliczne. Dużo czerwonych kozaków.
Przeprawiliśmy się promem na wyspę Wight. Wizyta niestety była krótka. Bardzo tam ładnie i chyba tam wrócimy, zwłaszcza że wygląda na przyjazną rowerzystom.

Filmy

Na przełomie sierpnia z wrześniem byliśmy na kilku pokazach na Londyńskim Międzynarodowym Festiwalu Animacji. Miło się złożyło, bo zorganizowali w tym roku pokazy polskich animacji. Bardzo dobre, w większości. Tyle, że smutne. Prawie wszystkie depresyjne i dołujące. A czasem by się chciało coś ku pokrzepieniu serc…
Ale większość mi się podobała, na przykład te: Coś w tym gatunku i Świteź (niestety tylko trajler). Byliśmy też na jednym z programów międzynarodowych i na pokazie najlepszych filmów. Hmmm… Kilka fajnych, jedna ohyda. Podobało mi się Big bang big boom.
A kolejna filmowa przyjemność czeka nas w październiku – Londyński Festiwal Filmowy. Bardzo się cieszę zwłaszcza na film Martina Sulika.